Nadszedł dzień, kiedy mam przypieczętować moje zwycięstwo w Pucharze Świata. To dziś ostatni konkurs w Planicy. Już nikt nie odbierze mi Kryształową Kulę. Mam zbyt wielką przewagę nad rywalami. To zdecydowanie najlepszy sezon w mojej karierze. Drugie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni, złoto indywidualnie, srebro w drużynie na Mistrzostwach Świata w lotach oraz mnóstwo pucharowych zwycięstw.
***
- To już dziś. - entuzjastycznie uśmiechnęła się Mel. Cała blada, wychudzona dziewczyna. Po trzech miesiącach choroba dała się we znaki.
Twierdząco pokiwałem głową i musnąłem ustami po jej zimnym policzku. - Boisz się? - dodała po chwili, leżąc na hotelowym łóżku.
- W zasadzie to wygraną mam już w kieszeni. - parsknąłem śmiechem. - A ty jak się czujesz? - zmieniłem swoją barwę głosu na nieco delikatniejszą.
- Zawsze musisz pytać się o to samo? - przewróciła oczami. - Gregor zrozum ja już nie mogę czuć się lepiej, mój stan będzie się pogarszał z dnia na dzień. - powiedziała zrozpaczona.
- Mel... - nie wiedziałem co odpowiedzieć, aby jej nie zranić.
- No co? Sam dobrze wiesz, że dla mnie nie ma już szans. - otarła łzy z kącików oczu, delikatnie podniosła się z łóżka i pomaszerowała do łazienki pozostawiając mnie samego w pokoju.
Ona wie, że w każdej chwili może umrzeć, jednakże do mnie to jeszcze nie dociera. Skakanie nie sprawia mi już takiej przyjemności jak na początku sezonu. Robię to bo Mel mnie o to prosi.
Energiczne wyjście z progu, głęboko rozłożyłem się na nartach, lecę, ląduję telemarkiem na na 224 m. Tyle wystarczy do wygrania ostatniego konkursu w Planicy. Zwyciężyłem w Pucharze Świata. I co czuję? Pustkę. Lekkie zażenowanie. Wszyscy dookoła mnie wiwatują, a ja? Stoję jak ten głupi zapatrzony w zachmurzone niebo. Myślę. Przypominam sobie dzisiejszą rozmowę z Melanie, o tym jak zapłakana mówiła, że ona umiera, że już nie ma ratunku. Podbiega do mnie Kraft, bierze mnie na ramiona, widzę tłum Austriackich kibiców, którzy przyjechali do Słowenii zobaczyć mnie. Mimowolnie podniosłem kąciki ust. Stefan odstawił mnie na ziemię. Idę do Mel, która czekała w boksie przeznaczonym dla Austriackich skoczków, namiętnie całuję ją w usta. Szybko przebieram się w dresy, zakładam kurtkę, nadal z grymasem na twarzy powracam na skocznię. Wchodzę na najwyższy stopień podium, obok mnie stoi Wellinger i Prevc, podajemy sobie symbolicznie dłonie. Następnie odśpiewanie hymnu, do moich rąk dociera Kryształowa Kula, staram się zamaskować mój smutek, podnoszę zdobycz ku górze, w końcu poczułem ulgę. Udało się. Na koniec oczywiście gratulacje od sztabu szkoleniowego, zawodników nawet od samego Hofera.
Konferencja prasowa minęła szybko. Zmęczony wróciłem do hotelu, w którym czekała na mnie Melanie.
- Gregor, nie chcę się z tobą kłócić, ale uważam, że powinieneś tam iść. - powiedziała stanowczo. Z okazji zakończenia sezonu organizowana jest impreza. Skoczkowie mogą przyprowadzić swoje partnerki. Alkohol, gry, zabawy do białego rana i takie tam.
- Idę z tobą, albo w ogóle. - założyłem ręce na klatce piersiowej.
- Jestem zmęczona.
- No, a więc nie mamy innego wyjścia. Ja też zostaje, naprawdę nie mam ochoty na tańce. - przerwałem jej.
- Jesteś uparty wiesz. - spojrzała na mnie kontem oka.
- Ty też. - powiedziałem obejmując ją w talii.
- Gregor? - zapytała robiąc maślane oczy.
- Tak kochanie?
- Skoro oni dobrze bawią się na imprezie, my też możemy. Skoczysz do tego sklepu co byliśmy ostatnio? Co powiesz na wieczór przed telewizorem z mnóstwem przekąsek. - rzekła kładąc ręce na moich ramionach.
- Co dokładnie mam kupić.
- Co uważasz. - poruszyła bezwładnie ramionami.
- Mam zadzwonić po Stefana, żeby trochę z tobą poczekał? - zapytałem zatroskany.
- Nie jestem małym dzieckiem. - powiedziała oburzona.
- Jakbyś chciała coś szczególnego to dzwoń, niedługo wracam.
- Nie śpiesz się. - odpowiedziała uśmiechem na twarzy. Już miałem wychodzić z pokoju, kiedy usłyszałem jej głos ponownie.
- Gregor, kocham cię. - powiedziała cicho.
- Ja ciebie też Mel, ja ciebie też. - wyszedłem z hotelu. Jak się okazało moje "niedługo" zajęło mi 30 minut w poszukiwaniu ulubionego soku porzeczkowego. Oprócz napoju zakupiłem mnóstwo owoców i piwo dla mnie, aby oblać dzisiejszy triumf. Wyszedłem ze sklepu, z mojej kieszeni dobiegały odgłosy SMS'u. Na ekranie pojawił się napis "Melanie". Gdy odczytałem wiadomość, zamarłem w bezruchu.
Kocham Cię. Przepraszam - Twoja Melanie.
Co to może oznaczać? Przepraszam. Niby za co? Przejąłem się. Migiem zdenerwowany pobiegłem w stronę hotelu. Pędziłem jak szalony jednocześnie dzwoniąc do Mel, niestety odzywała się sekretarka. Uciekła. To jedyne co przyszło mi do głowy. Może ma mnie już dość i chce uciec? Nie wiem... Wbiegłem do pokoju, nie było jej w sypialni, ani kuchni. Co teraz?
- Kochanie! - krzyknąłem zrozpaczony przemierzając wzrokiem łazienkę. Wtedy ją dostrzegłem. Leżała w zakrwawionej wannie, a obok niej żyletki. Podcięła sobie żyły.
- Melanie! - krzyknąłem zapłakany. - Melanie obudź się! - powiedziałem potrząsając ją.
- Melanie nie rób mi tego! Proszę nie! - łzy leciały mi strumieniami. Trzęsąc się zadzwoniłem po pogotowie. Zacząłem wołać o pomoc, nikt mnie nie słyszał, wszyscy byli na imprezie.
Wyjąłem ją z wanny. Próbowałem zatamować krwawienie ręcznikiem, który leżał obok.
- Melanie! Dlaczego... - zapytałem po raz ostatni. - Dlaczego mi to zrobiłaś? - łzy nie przestawały lać się z moich oczu.
Służby medyczne szybko zaczęły działać. Niestety na próżno.
- Godzina zgonu - 19:46 - powiedział jeden z nich.
- Nie, nie! To nie może być prawda! Melanie, obudź się! - podszedłem do niej, leżała na podłodze w łazience. Nie mogłem tego wszystkiego wytrzymać. Wybiegłem. Usiadłem pod ścianą w holu. Zacząłem płakać, tak jak nigdy. Moje serce pękło. Dlaczego mi to zrobiła?! Dlaczego zostawiłem ją samą? To wszystko moja wina...
- Dać panu coś na uspokojenie. - zapytał jeden z ratowników medycznych.
Pokręciłem przecząco głową. - Zostawcie mnie wszyscy w spokoju! - zrozpaczony wydarłem się na całe pomieszczenie.
- To chyba należy do pana. - wręczył mi list adresowany do mnie.
Czytając jego zawartość, zrozumiałem dlaczego to zrobiła.
"Gregor, kochanie to nie Twoja wina. Chciałam zrobić to już wcześniej, lecz Twoja obecność mi to uniemożliwiła. Musiałam tak postąpić. Nie mogłam widzieć jak przy mnie cierpisz. Zasługujesz na kobietę, która zapewni Ci dom, dzieci, rodzinę, a nie nieprzespane noce przy szpitalnym łóżku sprawdzając czy jeszcze, żyję. Dałeś mi więcej miłości niż matka, nauczyłeś mnie wielu rzezy, o których zawszę będę pamiętać. Zrobiłam to dla Nas.
Proszę zapomnij o mnie, zacznij życie od nowa z nową osobą, którą będziesz mógł obdarować miłością tak jak mnie. A kiedy już przyjdzie na Ciebie czas, będę czekać. Obiecuję. Zawsze będę przy Tobie. Jesteś miłością mojego życia.
Kocham Cię
Melanie"
Zrobiła to dla Nas.
Ona jako osoba nieuleczalnie chora odeszła dobrowolnie.
Postanowiła tak, abym nie cierpiał.
Choć teraz cierpię jeszcze bardziej.
Melanie kocham Cię.
Nie mogę żyć bez Ciebie.
"A kiedy już przyjdzie na Ciebie czas..."
Mój czas już nadszedł.
Idę do Ciebie.
Idę do Ciebie Mel.
***
Tak wiem, ta historia skończyła się bardzo szybko i tragicznie. Niestety uważam, że nie ma najmniejszego sensu dalszego ciągnięcia tego opowiadania, ponieważ niektóre rozdziały pisałam w pośpiechu i wyszły koszmarnie. Ale! :D Już od dłuższego czasu przymierzam się do zupełnie nowego bloga z zupełnie nowymi bohaterami! Serdecznie zapraszam: http://with-my-eyes-shut.blogspot.com/ czeka tam już na Was prolog:) Dziękuję wszystkim co wytrwali ze mną do końca. Do zobaczenia na nowym blogu :*